PZP | Prasówka | 27 września 2022 r.

Portal Samorządowy

Nie ma komu budować i remontować. Inwestycje w Polsce stają

Piotr Wiewióra | 26 września 2022 – 06:01

W woj. śląskim i wielkopolskim nie udało się rozstrzygnąć ponad połowy przetargów na inwestycje dofinansowane z Rządowego Funduszu Polski Ład: Program Inwestycji Strategicznych. Wyniki części niesfinalizowanych postępowań były niezgodne z kwotami zawartymi w promesach. Winna jest inflacja i wynikająca z niej sytuacja na rynku budowlanym, ale to niejedyna przyczyna porażki.

Wśród samorządów, które wypełniły specjalną ankietę, prawie wszystkie ogłosiły już przetargi. W woj. śląskim w 55 proc. przypadków nie udało się wyłonić wykonawcy zgodnie z promesą, w woj. wielkopolskim – w 53 proc.
– Liczymy, że uda się podjąć działania, również w indywidualnych sprawach samorządów, których nie stać na realizację projektów, przy drastycznym wzroście kosztu wykonania – mówi Jacek Gursz, przewodniczący Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Wielkopolski.
Maciej Gnela z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie widzi problem w wypłacie dofinansowania dopiero po odbiorze zamówienia. – Od stycznia apelujemy o możliwość rozłożenia płatności na raty – podkreśla dyrektor biura Związku Gmin Wiejskich Leszek Świętalski.

Problem z przetargami na realizację zamówień publicznych mamy już od kilkunastu miesięcy. Szalejąca inflacja, wzrost cen materiałów i usług powodują, że samorządom trudno znaleźć wykonawców, których oczekiwania finansowe mieszczą się lub przynajmniej są zbliżone do szacunkowych kwot zaplanowanych na realizację.

Oferty zwykle znacząco przekraczają możliwości jednostek samorządu terytorialnego, ale bywa i tak, że nie wpływają żadne. Często trzeba kilku postępowań, a zwykle i tak kończy się na tym, że trzeba zaciągnąć kredyt i sporo dołożyć.

Promesa i 9 miesięcy na przetarg
Z inwestycjami dofinansowanymi z Rządowego Funduszu Polski Ład: Program Inwestycji Strategicznych nie jest inaczej. Ale program ma pewne obwarowania, które też sprawy nie ułatwiają. Początkowo obowiązywał zapis, że od momentu otrzymania wstępnej promesy inwestycyjnej, jst ma 6 miesięcy na ogłoszenie przetargu, po czym z powodu ww. problemów wydłużono ten okres do 9 miesięcy. Niezmieszczenie się w tym terminie może oznaczać utratę dofinansowania.

Ogólnopolskie Porozumienie Organizacji Samorządowych pod aktualnym przewodnictwem Stowarzyszenie Gmin i Powiatów Wielkopolski poprosiło latem br. jst o wypełnienie ankiet w celu rozpoznanie skali problemu związanego z realizacją przetargów w ramach I edycji Programu Inwestycji Strategicznych. Chodziło o sprawdzenie, czy przyznane w promesach kwoty umożliwią im realizację lokalnych projektów.

55 proc. ankietowanych samorządów nie rozstrzygnęło przetargów lub musiało dołożyć
Ostatecznie nie udało się tego dokonać w skali całego kraju, ale badanie przeprowadziło w Wielkopolsce wspomniane SGiPW oraz Śląski Związek Gmin i Powiatów na terenie woj. śląskiego. W tym drugim przypadku badanie przeprowadzono w połowie sierpnia.

– Na 184 gminy i powiaty w województwie śląskim w ankiecie udział wzięło 139 jst, co stanowi ok. 75,54 proc. jst z terenu województwa. Ankieta składała się z 3 pytań zamkniętych i 3 pytań otwartych. Na 139 ankietowanych 138 jst przystąpiło do I edycji Rządowego Funduszu Polski Ład: Program Inwestycji Strategicznych (tj. 99 proc. ankietowanych) i wszystkie 138 uruchomiło przetargi w ramach programu – poinformował ŚZGiP.

Spośród samorządów, które ogłosiły postępowania o wyłonienie wykonawców, 62 (44,93 proc.) udało się osiągnąć rezultat zgodny z kwotami założonymi w promesie, czyli wybrać ofertę pozwalającą na realizację zadania zgodnie z przyznaną promesą Banku Gospodarstwa Krajowego. Pozostałe 76 jst (55,07 proc.) nie miało tyle szczęścia.

Odpowiedź na pytanie czy udało się osiągnąć rezultat zgodny z kwotami założonymi w promesie (Fot. ŚZGiP)Odpowiedź na pytanie czy udało się osiągnąć rezultat zgodny z kwotami założonymi w promesie (Fot. ŚZGiP)

Różnica większe średnio o ponad 61 proc., a największa aż o 300 proc.
Blisko 45 proc. jst nie udzieliło informacji, kiedy ma zamiar rozpisać przetarg, ponad 21 proc. unieważniło wcześniejsze postępowania i ogłosiło nowe, a 15,8 proc. nie ponowiło przetargu pomimo przekroczenia kwoty promesy tj. zdecydowało o dołożeniu z własnych środków brakującej kwoty). Poniżej 10 proc. stanowiły odpowiedzi, że przetarg został unieważniony, jest w trakcie realizacji lub nie jest realizowany ze względu na wyższe koszty.

– We wszystkich analizowanych przypadkach różnica kwotowa pomiędzy wysokością promesy, a złożonymi w przetargu ofertami była większa średnio o 61,43 proc. Największa różnica wyniosła 300 proc., a najmniejsza 9 proc. – podsumował śląski związek.

Odpowiedzi samorządów na pytanie, kiedy zamierzają ogłosić przetarg. (Fot. ŚZGiP)Odpowiedzi samorządów na pytanie, kiedy zamierzają ogłosić przetarg. (Fot. ŚZGiP)

W Wielkopolsce 53 proc. samorządów nie zmieściło się w założonych kwotach
Stowarzyszenie Gmin i Powiatów Wielkopolski przeprowadziło badania wśród tutejszym jst w lipcu i sierpniu br. Uzyskało odpowiedzi ze 106 gmin i powiatów regionu, spośród których 103 ogłosiły już przetargi na wyłonienie wykonawców.

W 53 jednostkach (53 proc.) nie udało się znaleźć firmy, która zrealizowałaby zamówienie w ramach kwot założonych w promesie. Różnice w kwotach odbiegających od poziomu dofinansowania, wynoszącego 95 proc., są oczywiście różne w zależności od samorządu – niektóre minimalne, inne tak duże, że mogą utrudniać realizację inwestycji.

Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów jest projekt Poznania pn. „Budowa kładki pieszo-rowerowej nad rzeką Wartą oraz Cybiną pomiędzy Berdychowem, Ostrowem Tumskim oraz Chwaliszewem”, na który miasto pozyskało wsparcie w wysokości 95 mln zł. Miało ono pokryć 95 proc. wartości zadania, tymczasem najtańsza oferta w pierwszym przetargu opiewała na blisko 158,2 mln zł. W trakcie jest właśnie drugi przetarg.

Zawarli umowy, teraz chcą ich aneksowania
Jak zauważył przewodniczący SGiPW oraz burmistrz Chodzieży Jacek Gursz, problemy te w niektórych przypadkach spowodowały kilkukrotne ogłoszenie przetargów, a często też nie pozwoliły na podpisanie umowy z wykonawcą ze względu na nieoczekiwanie wysoką cenę.

– Innym sygnalizowanym problemem jest również perspektywa zmian oczekiwań finansowych wykonawców wobec wcześniej zawartych umów. Zarówno ten, jak i powyżej nakreślony problem, wynikają z niestabilnego poziomu cen na materiały, surowce i usługi. Przytoczone dane oraz powszechnie podnoszone argumenty i opinie, świadczą o tym, że w wielu przypadkach realizacja projektów w ramach Programu może być skutecznie utrudniona – stwierdził Jacek Gursz.

Pismo do ministra. Liczą na pomoc dla gmin, które nie mogą udźwignąć wyższych cen
Po podsumowaniu wyników ankiety SGiPW skierował pismo do wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Pawła Szefernakera, pełnomocnika rząd ds. samorządu terytorialnego.

Stowarzyszenia przypomniało w nim, że te kwestie były już w ostatnich miesiącach podnoszone co najmniej dwa razy na posiedzeniach Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Efektem tego miało być również powołanie na wniosek ministra zespołu rządowo-samorządowego, który wypracowałby rozwiązania, pozwalające na realizację zadań wspartych z Polskiego Ładu.

– Liczymy, że uda się podjąć działania również w indywidualnych sprawach tych jednostek samorządu terytorialnego, których nie stać na realizację projektów, przy drastycznym wzroście kosztu wykonania – podkreślił przewodniczący związku i burmistrz Chodzieży.

„Niekomfortowy zapis” utrudnia sprawę nie mniej niż inflacja?
Drożejące materiały i usługi na rynku budowlanym to niejedyny powód wysokich oczekiwań finansowych przedsiębiorców przystępujących do samorządowych przetargów.

– Wydaje mi się, że problem związany z zamówieniami publicznymi pod egidą Polskiego Ładu jest zakorzeniony w zupełnie innym miejscu, a mianowicie warunkach ich finansowania. Galopująca inflacja to istotny, ale niejedyny element podrażający wykonanie zadania. Wykonawcy, składając ofertę i widząc logo „Polski Ład”, muszą spodziewać się dość niekomfortowego dla nich zapisu „Zapłata wynagrodzenia Wykonawcy w całości nastąpi po wykonaniu inwestycji w terminie nie dłuższym niż 35 dni od dnia odbioru przedmiotu zamówienia przez Zamawiającego” – zwrócił uwagę Maciej Gnela z Katedry Prawa Konstytucyjnego, Administracyjnego i Zamówień Publicznych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Ciężar finansowania został przesunięty na firmy i samorządy
Ekspert wskazał, że w takiej sytuacji ciężar finansowania zamówienia publicznego przesunięty jest w dużej mierze na barki wykonawcy, a przy obecnych kosztach pozyskania pieniądza i finansowania bieżącej działalności przedsiębiorcy, oczywistym staje się przerzucenie kosztów pozyskania pieniądza na zamawiającego.

– Polski Ład kosztuje więcej niezależnie od sytuacji na rynku zamówień publicznych. Problem rozstrzygania przetargów z tego programu będzie narastał – stwierdził Maciej Gnela. – Niemniej sytuacja na rynku zmierza do równowagi, choć za chwilę znowu może się ona zachwiać, choćby ze względu na horrendalne podwyżki cen energii.

Podobną argumentację przedstawił Urząd Miasta Poznania, wyjaśniając powody tak wysokich cen ofertowych na wspomnianą wyżej budowę kładki.

– Kluczową kwestią cenotwórczą, oprócz oczywiście warunków rynkowych podyktowanych sytuacją na świecie oraz w Polsce, jest również model płatności bardzo restrykcyjnie zaprojektowany przez BGK, zmuszający wykonawców do kredytowania inwestycji, a co za tym idzie, biorąc pod uwagę sytuację podwyżek stóp procentowych oraz inne ryzyka z tym związane, wzrostem kwot w ofertach wykonawców – zauważył magistrat.

Rozłożyć płatność na raty. „Bez odzewu i pozytywnej reakcji”
Na kwestie mocno odsuniętej w czasie płatności organizacje samorządowe zwracały uwagę już wcześniej. Zrobił to m.in. Związek Gmin Wiejskich, który zaproponował, żeby wprowadzić możliwość płacenia wykonawcom na raty. Dyrektor biura ZGW Leszek Świętalski zaznaczył, że wymagałoby to zmian w ustawie, a o tych na razie nic nie słuchać, mimo że Bank Gospodarstwa Krajowego generalnie podziela zdanie władz lokalnych.

– Zgłaszaliśmy ten problem już w styczniu, ale bez odzewu i pozytywnej realizacji ze strony rządu. Akcentowaliśmy to zarówno pisemnie, jak i podczas dyskusji na posiedzeniach Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Wydawało się po pierwszym naborze, że odpowiednie wnioski zostaną wyciągnięte, ale w kolejnych praktycznie nic się nie zmieniło – powiedział nam Leszek Świętalski.

Chcą zlecać głównie lokalnym firmom. Termin na ogłoszenie przetargów już minął
Szef biura związku podkreślił, że samorządom bardzo zależy na tym, żeby zachęcić do realizacji tych inwestycji przede wszystkim lokalny biznes.

– Ale przy tych warunkach udźwignąć ciężar wykonania zadań powyżej 500 tys. zł są w stanie tylko naprawdę duże firmy z pokaźnym zapleczem finansowym. A później i tak biorą lokalne firmy jako podwykonawców, tylko oczywiście już za sporo niższe ceny. Z kolei zastosowanie kredytów pomostowych podraża koszty inwestycji, przez co oferty przekraczają szacunki i to w wielu przypadkach bardzo mocno – wyjaśnił.

Minister Szefernaker zapewniał niedawno, że gminy, które stanęły przed tym problemem, nie będą pozostawione bez pomocy.

– Jako politycy usiądziemy po rozstrzygnięciu naboru i przetargu i zobaczymy jak można pomóc tym gminom, których ewentualnie nie będzie stać na realizację” – zapowiadał latem Szefernaker.

– Ale minął już ponad miesiąc i nic. Minął już także ostateczny, przedłużony już zresztą o 3 miesiące, termin na ogłoszenie przetargu na zadanie dofinansowane z Polskiego Ładu (18 sierpnia br. – przyp. red.). Jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie działania, ponad 30 proc. środków w skali kraju nie zostanie zagospodarowanych – zwrócił uwagę dyrektor Świętalski.

https://www.portalsamorzadowy.pl/prawo-i-finanse/nie-ma-komu-budowac-i-remontowac-inwestycje-w-polsce-staja,406274.html

 

Business Insider

Przetargi. Sejm zdecydował: nie będzie obowiązkowej waloryzacji umów

Jolanta Ojczyk | 22 września 2022, 10:13

Posłowie do tzw. tarczy prawnej dodali niespodziewanie przepisy o zmianie umów zawartych w trybie zamówień publicznych. Mają one pomóc w aneksowaniu nierentownych kontraktów. Przedsiębiorcy i prawnicy twierdzą, że nowe prawo niewiele różni się od obowiązującego. Nie sprawi, że kontrakty nierentowne przez inflacje kontrakty staną się opłacalne.

Inflacja i wojna na Ukrainie sprawiły, że przedsiębiorcy realizujący zamówienia publiczne mają problemy
Koszty poszły w górę, a zamawiający, mimo stanowiska Prokuratorii Generalnej nie chcą waloryzować kontraktów
Resort rozwoju miał przygotować specustawę, ale zamiast niej zrobiono poselską wrzutkę do tzw. tarczy prawnej
Nie zobowiązuje ona do aneksowania umów, a jedynie dopuszcza taką możliwość, a zdaniem przedsiębiorców to za mało

Ministerstwo Rozwoju i Technologii jeszcze przed wakacjami rozpoczęło prace nad spescustawą wprowadzającą waloryzację kontraktów zawartych w trybie zamówień publicznych, ale projektu nie przedstawiło. Za to posłowie na ostatnim wrześniowym posiedzeniu przepisy w tej sprawie dodali niespodziewanie do tzw. tarczy prawnej. Zdaniem części prawników i przedsiębiorców w praktyce nie poprawią one sytuacji na rynku zamówień publicznych wartego w 2021 r. 297,8 mld zł. Nadal to zamawiający zdecyduje, czy zapłacić więcej wykonawcy niż ustalono kilka miesięcy, a nawet kilka lat wcześniej. Według przedsiębiorców waloryzacja o wskaźnik inflacji powinna być obowiązkowa. Federacja Przedsiębiorców Polskich wyliczyła, że przy inflacji 8,6 proc. byłby to koszt 5 miliardów złotych. – Dla budżetu to nie jest dużo, a dla małych i średnich polskich firm byłaby to odczuwalna zmiana – mówi Marek Kowalski, przewodniczący FPP oraz Rady Zamówień Publicznych działającej przy prezesie Urzędu Zamówień Publicznych.

Kontrakty publiczne przez inflację i wojna na Ukrainie stają się nieopłacalne
Na skutek inwazji rosyjskiej na Ukrainę i inflacji wykonawcy stanęli przed problemem nagłego wzrostu cen materiałów i surowców. W efekcie realizacja wielu kontraktów przestała się opłacać i wykonawcy chcą je renegocjować. To jest trudne, bo zamawiający odmawiają podpisywania aneksów do umów podwyższających wynagrodzenie. Twierdzą, że jest to działanie niegospodarne. — Mają bowiem zapłacić więcej niż przewidziano na etapie przetargu — tłumaczy dr Aleksandra Krawczyk, adwokat z Eco Legal. W trakcie negocjacji umowy zamawiający żądają też od wykonawców wykazania wzrostu wszystkich kosztów, co wymaga nakładu czasu i pracy. I choć Prokuratoria Generalna w stanowisku z sierpnia 2022 r. wskazała, że właśnie brak waloryzacji można uznać za niegospodarność, to z aneksowaniem umów wciąż są problemy. Część zamawiających mówiła, że czeka na ustawę. – Teraz jest takie stanowisko, ale za jakiś czas może być inne, a nam zależy na urealnieniu wartości kontraktów – mówi Marek Kowalski. I wskazuje, że w budownictwie koszty wzrosły o 70 proc., w usługach i cateringu o 30 proc., w pralniach, które np. obsługują szpitale, o 40 proc., a mogą więcej, bo wzrastają ceny energii. Dlatego wykonawcy domagali się obowiązkowej waloryzacji, choćby o inflację ogłaszaną przez GUS. — Problemem są też pieniądze, których w samorządach brakuje. Gdyby waloryzacja była obowiązkowa, to rząd musiałby znaleźć na nią środki, ale w ten sposób uratowałby inwestycje — mówi Marek Kowalski. Sejm jednak zdecydował inaczej.

Zamawiający mogą, ale nie muszą waloryzować kontraktów
Posłowie do ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu uproszczenia procedur administracyjnych, tzw. tarczy prawnej nieoczekiwanie dodali przepisy dotyczące zamówień publicznych. Chodzi o art. 48. Po pierwsze zobowiązuje on zamawiających do wprowadzania klauzul waloryzacyjnych w umowach zawieranych na dłużej niż sześć miesięcy, których przedmiotem są roboty budowlane, dostawy lub usługi. Obecnie taki obowiązek jest w umowach na ponad 12 miesięcy. — To zmiana w dobrym kierunku, ale niewystarczająca – ocenia dr Aleksandra Krawczyk. — Problemem praktycznym są zwykle same klauzule, które są pisane w sposób niejasny, często są praktycznie niemożliwe do zrealizowania. Przewidują np. że musi wystąpić 20 proc. inflacja albo że maksymalny wzrost wynagrodzenia wyniesie 1 proc. przy wykazaniu, że koszty wzrosły o 10 proc., co jest niekorzystne dla wykonawców – dodaje. Po drugie umożliwiono zmianę umowy w związku z istotną zmianą cen materiałów lub kosztów pod warunkiem, że wzrost wynagrodzenia nie przekroczy 50 proc. pierwotnej wartości kontraktu. Zmiana ceny może być w oparciu o wskaźnik inflacji podany przez GUS. — To niczego nie zmienia z prawnego punktu widzenia, a jedynie potwierdza, że zmiana umowy może właśnie na zmianie ceny polegać. Myślę, że jest to zmiana powodowana tym, że zdarzają się zamawiający, którzy kwestionują możliwość zmiany umowy polegającej wyłącznie na podniesieniu ceny bez zmiany zakresu robót czy usług. Kwestia 50 proc. już jest w ustawie, tu się akurat nic nie zmienia – mówi mec. Krawczyk. Podobnie, choć łagodniej, nowe przepisy ocenia Jacek Liput, radca prawny w kancelarii Gawrońśki & Partners. — W zamówieniach publicznych niektóre rzeczy trzeba — niestety — wpisać w ustawę wprost. Inaczej zamawiający obawiają się ryzyka prawnego i nie są skłonni aneksować umów. Tutaj wpisano wprost możliwość aneksowania umowy w przypadku istotnej zmiany cen materiałów lub kosztów związanych z realizacją umowy. Na razie jest jednak sama możliwość – przyznaje mec. Liput. Na to nie zgadzają się przedsiębiorcy.

Z powodu pandemii był obowiązek zmiany umów
Mec. Liput przypomina, że w specustawie covidowej też najpierw tylko doprecyzowano przesłanki aneksowania umowy. — Wtedy pojawiły się głosy krytyczne, że ustawa nic nie zmienia, bo zamawiający nadal niechętnie modyfikują umowy. W odpowiedzi dodano do specustawy zasadę, zgodnie z którą, jeżeli pandemia wpływa na realizację umowy, to aneksowanie takiej umowy jest obligatoryjne. Pytanie, czy tak będzie również w tym przypadku — zastanawia się mec. Liput. Szansę na poprawienie przepisów mają senatorowie. Jak jednak zauważa Marek Kowalski, nawet jak wprowadzą odpowiednie poprawki, Sejm może je odrzucić.

https://businessinsider.com.pl/prawo/waloryzacja-w-zamowieniach-publicznych-zmiana-przepisow/hqg8lm0

 

Portal ZP

Czy zamawiający może wyznaczyć limit kar umownych 50% wynagrodzenia brutto?

Agata Hryc-Ląd | Dodano: 26 września 2022

Izba oceniła, że przepisy ustawy Pzp na zabraniały zamawiającemu ustanowienia limitu kar umownych w wysokości 50% wynagrodzenia brutto. Limit taki uznano niewątpliwie za bardzo wysoki, ale nie świadczyło to o jego niezgodności z prawem. Zasady dotyczące nakładania kar umownych na wykonawcę określone we wzorze umowy uznano za przejrzyste i niebudzące wątpliwości interpretacyjnych. Wykonawcy mieli zatem pełną świadomość co do sposobu, w jaki powinni kalkulować wynikające z zapisów umowy ryzyko w cenie oferty (wyrok Krajowej Izby Odwoławczej z 28 czerwca 2022 r. sygn. akt KIO 1553/22).

Zamawiający jako gospodarz postępowania w granicach przepisów prawa prowadzi je zgodnie z ustanowionymi przez siebie zasadami oraz ze świadomością grożących mu z tego tytułu niedogodności.

Izba nie dopatrzyła się naruszenia przez zamawiającego art. 436 pkt 3 ustawy Pzp przez ustanowienie rażąco wygórowanego limitu kar umownych. Limit ten w świetle zasad doświadczenia życiowego uznano natomiast za nieracjonalny.

Zwrócono uwagę, że zamawiający ustanowił karę umowną za odstąpienie od umowy z winy wykonawcy w wysokości 10% wynagrodzenia. Trudno więc wyobrazić sobie sytuację, w której wykonawca dopuści do naliczenia mu kar umownych oscylujących w okolicach ich górnego limitu. Zamiast tego wykonawca odpowiednio wcześniej może doprowadzić do odstąpienia przez zamawiającego od umowy.

Tym samym możliwą dla zamawiającego konsekwencją tak wysokiego limitu kar umownych mogą być co najwyżej okoliczności związane z dążeniem wykonawcy do tego, aby spowodować przedterminowy koniec realizacji umowy. Nie stanowi to jednak o sprzeczności wzoru umowy z art. 436 pkt 3 ustawy Pzp.

Więcej na temat kar umownych w zamówieniach publicznych piszemy m.in. w artykule:

Kary umowne w zamówieniach publicznych – 3 pytania i odpowiedzi
Uchylenie art. 15r1 specustawy covidowej – pierwsze zaległe kary umowne można potrącić wykonawcy już 1.10.2022 r.

https://www.portalzp.pl/nowosci/czy-zamawiajacy-moze-wyznaczyc-limit-kar-umownych-50-wynagrodzenia-brutto-28454.html

 

Rzeczpospolita

Wykolejone inwestycje na torach. Przez konflikt rządu z UE brakuje pieniędzy

Adam Woźniak | Publikacja: 25.09.2022 21:40

Komisja Europejska rozwiewa nadzieje na pozyskanie unijnego dofinansowania dla modernizacji infrastruktury kolejowej. Pozbawione zleceń firmy budowlane będą zwalniać pracowników.

Deklaracja o niewypłacaniu Polsce pieniędzy z KPO, złożona przez szefową KE Ursulę von der Leyen, oddala szanse na realizację zaplanowanych miliardowych inwestycji w rozwój kolei. Jakby tego było mało, zagrożona jest nawet realizacja programu Kolej Plus: przerzucenie na samorządy całego ryzyka wzrostu kosztów inwestycyjnych, przy rosnącej drożyźnie i szalejących cenach energii, może skłaniać je do rezygnacji z projektów.

Do tej pory zarządzająca infrastrukturą spółka PKP Polskie Linie Kolejowe (PLK) nie ma dostępu do finansowej protezy zaplanowanej przez rząd na wypadek opóźniania się wypłat z KPO – prefinansowania z Polskiego Funduszu Rozwoju, który teraz prawdopodobnie będzie musiał zastąpić KPO. Choć PLK uruchomiły 17 przetargów na ok. 3 mld zł, nie mogą podpisać umów, na które liczyły setki firm wykonawczych, od długiego czasu czekających na uruchomienie budów. – Przez brak zleceń firmy będą musiały zwalniać ludzi – ostrzega Jakub Majewski, prezes Fundacji ProKolej. Brak pieniędzy z KPO mocno uderzy także w koleje regionalne, blokując już zaplanowane inwestycje samorządów w nowe pociągi.

Firmy protestują
– Podpisywanie umów możliwe będzie po zapewnieniu ich finansowania oraz zakończeniu całej procedury przetargowej, w tym ewentualnych odwołań do Krajowej Izby Odwoławczej i zakończenia kontroli uprzedniej prezesa Urzędu Zamówień Publicznych – poinformowała „Rzeczpospolitą” Magdalena Janus z zespołu prasowego PLK. Nie podała żadnych terminów, kiedy to nastąpi.

Według Adriana Furgalskiego, przewodniczącego zarządu zrzeszającej pracodawców organizacji Railway Business Forum, w branży firm realizujących inwestycje kolejowe atmosfera jest coraz bardziej nerwowa. – Firmy protestują, bo z jednej strony mają pustynię, jeśli chodzi o przetargi, z drugiej – wciąż czekają na waloryzację już realizowanych umów, podobnie jak to ma miejsce w przypadku kontraktów drogowych. Jedna z tych rzeczy musi przyspieszyć – stwierdza Furgalski. Zwłaszcza że procedury z uruchomieniem nowych projektów zajmują blisko rok, a brak waloryzacji może wyhamować kolejne budowy, jak wartego 1,7 mld zł tunelu średnicowego w Łodzi, którego główny wykonawca przestał płacić swoim podwykonawcom.

Sytuacji na rynku nie poprawi także uruchamiany rządowy program Kolej Plus nakierowany na rozwój lokalnej i regionalnej infrastruktury, bo w jego przypadku największe nakłady inwestycyjne przewidziane są dopiero w latach 2027–2028. W dodatku samorządy są coraz bardziej sceptyczne do uzgodnionych wcześniej planów, bo PLK chce przerzucić na nie pełne ryzyko wzrostu kosztów. Ponieważ już wiadomo, że będą one rosnąć, kontraktowy 15-proc. udział samorządów w nakładach może poszybować w niebo. – W takiej sytuacji samorządowcy, już teraz dociskani podwyżkami cen energii, mogą w ramach oszczędności ograniczać inwestycje. A w rezultacie także program Kolej Plus może znaleźć się pod dużym znakiem zapytania – uważa Majewski.

Przystanki na grzyby
Zwłaszcza że projekty w ramach Kolei Plus czy „prezydenckiego” programu budowy przystanków – zdaniem ekspertów branży – okazują się mocno przewymiarowane. W rezultacie w wielu przypadkach planowane lub realizowane przedsięwzięcia okazują się kompletnie nieopłacalne. Dla modernizacji torów, po których jeżdżą lekkie szynobusy, przyjmuje się parametry jak dla ekspresów lub ciężkich pociągów towarowych, przez co koszty projektów niewyobrażalnie puchną. Pojawiają się pomysły budowy nowych tras, jak wartej blisko 1 mld zł zelektryfikowanej linii pomiędzy Kraśnikiem a Biłgorajem, gdzie jeździłyby zaledwie trzy–cztery pary pociągów na dobę.

Miliony pompowane są w przystanki kompletnie nieracjonalne. Przykładowo na Podlasiu w miejscowości Borowiki wybudowano przystanek z dwoma peronami po 200 metrów w środku lasu, z którego korzystają co najwyżej grzybiarze. Natomiast na Dolnym Śląsku na linii nr 291 powstaje (także w środku lasu) przystanek Boguszów-Gorce Dzikowiec, mimo że obsługujące linię pociągi Kolei Dolnośląskich jeżdżą tamtędy tylko w letnie weekendy.

Piotr Malepszak, ekspert infrastruktury, pełnomocnik prezydenta Gdańska ds. kolejowych
Widzę coraz mniej racjonalności w publicznych wydatkach na rozwój infrastruktury kolejowej. Inwestycje są mocno przewymiarowane. Wkłada się coraz większe pieniądze w linie o niewielkim znaczeniu, a na strategicznych magistralach ogranicza przepustowość złymi projektami. Obawiam się, że w przypadku KPO planowane inwestycje nie wypełnią założeń poprawienia parametrów infrastruktury i zwiększania przepustowości linii. Spodziewam się np. pomysłów dotyczących nowych urządzeń sterowania ruchem na liniach, gdzie jeździ niewiele pociągów. A przecież inwestowane środki i zakres zadań mają być dopasowane do charakteru inwestycji i przewozów na danej trasie. U nas te elementy coraz bardziej do siebie nie pasują.

Koło ratunkowe pilnie potrzebne
Wobec braku pieniędzy na zaplanowane inwestycje z KPO, polskiej kolei na razie pozostają unijne pieniądze z instrumentu CEF („Łącząc Europę”). Zarządzająca infrastrukturą spółka PKP PLK poinformowała w lipcu, że otrzymała 937 mln euro z CEF na modernizację linii kolejowych na odcinkach: Będzin–Katowice, Szopienice Południowe–Katowice, Katowice–Piotrowice oraz Tychy–Goczałkowice-Zdrój. Efektem inwestycji ma być lepszy dostęp do kolei oraz skrócenie czasu przejazdów. Tymczasem według Fundacji ProKolej do zapewnienia finansowania inwestycji kolejowych, zwłaszcza w takiej sytuacji jak teraz, najbardziej przydałaby się finansowa poduszka. Byłaby nią formuła funduszu kolejowego zapewniająca mu stabilny przychód, pod który można brać kredyty, jak ma to miejsce w przypadku Krajowego Funduszu Drogowego.

https://www.rp.pl/transport/art37116011-wykolejone-inwestycje-na-torach-przez-konflikt-rzadu-z-ue-brakuje-pieniedzy

 

Rynek Infrastruktury

Szukają wykonawcy dla S12 do Chełma

Redakcja | źródło: RI | 26.09.2022

Coraz bliżej drogi ekspresowej S12 w stronę wschodniej granicy. GDDKiA ruszyła właśnie z prze-targami na projekt i budowę dwóch odcinków od miejscowości Piaski za Lublinem do Chełma. W realizacji jest już obwodnica Chełma, natomiast dalsza trasa aż do Dorohuska jest w trakcie prze-targu.

Ogłoszone przetargi dotyczą dwóch odcinków o łącznej długości 32 km.

Pierwszy z nich to niespełna 10-kilometrowy fragment Piaski – Dorohucza. Jego początek wyznacza istniejący węzeł Piaski Wschód. Dalej droga będzie przebiegać po północnej stronie obecnej drogi krajowej nr 12, następnie przetnie ją i od południa ominie Biskupice. Odcinek kończy się na wysokości Pełczyna. Do wybudowania w ramach tego odcinka będzie m.in. most, siedem przejść dla zwierząt i sześć wiaduktów.


fot. GDDKiA

Drugi fragment, od Dorohuczy do Chełma (węzeł Chełm Zachód) liczy 22,5 km. Zostanie poprowadzony nowym śladem wzdłuż obecnej DK-12, w większości po północnej stronie istniejącej trasy. W Tytusinie droga przetnie obecna DK-12 i po południowej strony ominie Stołpie, gdzie po-wstanie para Miejsc Obsługi Podróżnych. Na węźle Chełm Zachód trasa połączy się z obwodnicą Chełma. W ramach inwestycji powstanie m.in. most, 14 wiaduktów, cztery przejścia dla dużych i średnich zwierząt oraz węzeł drogowy Siedliszcze.

Jak podaje GDDKiA, trasa pomiędzy Piaskami i Chełmem w całości będzie przebiegać po nowym śladzie, przecinając obszary rolnicze oraz omijając tereny wysoce zurbanizowane i cenne przyrodniczo.

Ekspresowa dwunastka planowana jest jako dwujezdniowa droga z dwoma pasami ruchu w każdym kierunku oraz z drogami do obsługi ruchu lokalnego. Po wykonaniu badań geologicznych GDDKiA wyłączyła z realizacji fragment o długości ok. 5,7 km na połączeniu obu odcinków, który był w pierwotnych planach. Powodem jest stwierdzenie pod warstwą ziemi w rejonie planowanego węzła Dorohucza odpadów przemysłowych. Żeby ominąć składowisko trzeba było zmienić przebieg trasy między Pełczynem a miejscowością Chojno Nowe, opracować nowy wariant i uzyskać decyzję środowiskową. – To najkrótsza droga do realizacji tego fragmentu trasy i połączenia jej z sąsiednimi odcinkami – przekonuje GDDKiA.

Obecnie w ciągu drogi ekspresowej S12 trwa realizacja obwodnicy Chełma – inwestycja czeka już na decyzję ZRID Trwa także przetarg na fragment od Chełma do Dorohuska.

Cała trasa między Piaskami a granica w Dorohusku będzie miała 75 km długości.

https://www.rynekinfrastruktury.pl/wiadomosci/drogi/szukaja-wykonawcy-dla-s12-do-chelma-83080.html